Początki zawsze były trudne. Od maleńkości, ba ledwo z kołyski człowiek wyszedł , danego delikwenta na podłogę raz, dwa sadzano i zmuszano do chodzenia, mówienia "tata", mówienia "mama" i załatwiania się do nocnika. Babcia, nauczona skądinąd nie z własnej woli konspiracji, potajemnie przed rodzicami szeptała: "Powiedz najpierw babcia urwisie! B-a-b-c-i-a!". I weź tu człowieku coś powiedz jak dookoła tyle do ugryzienia, przewrócenia i zepsucia. No, nie da się. Taki Batman - też zaczynał kiepsko. W 1912 roku, na długo przed tym jak Bob Kane - rysownik i scenarzysta - wymyślił komiksowego Batmana, latać zachciało się krawcowi Franzowi Reicheltowi. Ubrany we własnego projektu strój-pelerynę a la nietoperz, skoczył biedaczyna z wieży Eifle'a i uderzył z hukiem w paryski bruk. Idiotyczną śmierć zarejestrowała kamera towarzysząca śmiałkowi, który myślał, że będzie pierwszym latającym człowiekiem. Widać mitologii greckiej nie czytał, bowiem wiedziałby, że jest tylko plagiatorem rodzinnego tandemu "Dedal-Ikar". Ba, ale co tam Batman, taką potęgę toruńskiej radiofoni też nie od razu zmajstrowano. Taki Rubik czy Gosia z pieprzykiem, nie zostali z miejsca takim Rubikiem i taką Gosią. Polska czy światowa kinematografia nie znów tak szybko zagubiła gdzieś swoje trajektoria. Kraków jakiś czas się budował, na niepodległość czekaliśmy po rozbiorach sporo, a i era potęgi papieru toaletowego trwała o 45 lat za długo. Generalnie rzecz biorąc - zawsze było pod górkę. Ja też bez pośpiechu pchać będę ów syzyfowy głaz - jakim jest ten blog - ponieważ wkoło tyle rzeczy do pogryzienia, przewrócenia i zepsucia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz